Jak zaczęłam się przebierać za kobietę? Moja historia z crossdressingiem nie jest specjalnie wyjątkowa. Wszystko zaczęło się w czasach szkoły podstawowej, gdy przez zbieg różnych okoliczności miałam okazję przymierzyć damskie ciuszki. No ale, jak to dokładnie wyglądało?
W zasadzie to mogę mówić, że szkoła mnie taką zrobiła. Ponieważ mój pierwszy kontakt z babskimi ciuszkami zaliczyłam przez pewne szkolne przedstawienie. Kto by pomyślał, że jeden dzień przerodzi się w przygodę na całe życie. No ale po kolei.
Chłopczyk w roli baletnicy
Jak wspomniałam wszystko zaczęło się od pewnego przedstawienia w szkole podstawowej. Nie pamiętam teraz, czy to była 2 czy 3 klasa, więc miałam ok. 7 lat. Grono pedagogiczne organizowało przedstawienie z jakiejś okazji i padł pomysł, że chłopcy z mojego rocznika mogą odegrać jezioro łabędzi.
Tak oto powstała amatorska, jednorazowa grupa baletowa. Po lekcjach trenowaliśmy do przedstawienia ćwicząc koślawo baletowe figury. W międzyczasie okazało się, że samo przedstawienie będzie w pełnym babskim rynsztunku. Tak! Miałyśmy zatańczyć w strojach przypominających baletowe. W ten oto sposób ja ćwiczyłam, a mama załatwiała co trzeba, żeby jej synek był balerinką, jak się patrzy.
Trzeba przyznać, że mama się spisała na medal. Na wielki występ czekały na mnie już białe rajstopki, spódniczka i bluzeczka. Wszystko pożyczone od starszej kuzynki. Piękny strój czekał na ten dzień, a ja po prostu byłam jak to chłopak, przerażona i zniesmaczona pomysłem. No bo jak, w czymś takim do ludzi. Przecież to dziewczyńskie rzeczy są!
Ten pierwszy raz w damskich ciuszkach
Wielki dzień nadszedł, a ja się pochorowałam. Okazało się, że nie mogłam wziąć udziału w przedstawieniu. Początkowo poczułam ulgę, no bo nie będę w rajtkach paradować wśród kolegów. Jednak, gdy w dzień przedstawienia siedziałam sama w domu to zrobiło mi się smutno. Zwyczajnie po tych wszystkich treningach chciałam zatańczyć.
Zła na choróbsko wzięłam i wskoczyłam w ubranka kuzynki. No chociaż sama sobie zatańczę. To właśnie ten moment sprawił, że pokochałam damskie ciuchy. No dobra wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będę je lubić aż tak, ale to był pierwszy raz. Impuls dla dalszego odkrywania swojej kobiecości.
Ubrałam rajstopki, białą bluzeczkę i rozkloszowaną spódniczkę. Tak oto stałam się na chwilę balerinką, chociaż chyba bardziej byłam dla siebie księżniczką. Przesiedziałam tak cały dzień. No dobra pół dnia, bo przebrałam się przed powrotem rodziców. Mimo to przez kilka godzin tańczyłam, bawiłam się i robiłam zwykłe rzeczy wyglądając jak mała księżniczka.
Wspomnienie tego dnia było cały czas we mnie żywe i gdy tylko miałam okazję to przebierałam się w rzeczy mamy. Testowałam różne ubrania i akcesoria, zakładałam sukienki, spódniczki i bluzki. Chodziłam w obcasach nim noga mi nie urosła za bardzo. Wiem, że podkradanie czyichś rzeczy nie jest dobre, ale byłam dzieckiem w świecie, w którym chłopczyk ma być chłopczykiem. W tamtym czasie bardzo chciałam być jak moje koleżanki. No i w sumie to mi to nie przeszło do dziś...